[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Dzisiaj lecz jutro?
Jestże jakie jutro!
A! gdyby życie mogło być jednym wielkim dniem bez jutra wiecznością bez zmiany. Lecz wszystko się zmienia, jakaż
przysięga, jakie zaklęcie może odegnać moją bojazń?
Ty mi niewierzysz! powtórzył Jan.
Ja kocham cię! powtórzyła Julja, której rękę całował Jan z zapałem o wierz mi kocham pierwszy raz i ostatni.
Lecz jakże przekonam cię, że jestem twój, i twój tylko na zawsze?
Posłuszeństwem bez granic.
Juljo! możeż że wątpić o tem?
Chcę być pewna ciebie.
A nie jesteś?
Nie kobieta boję się boję serce mi się ściska, gdy myślę o przyszłości.
Cóż mogę na to poradzić?
Zamknąć oczy i ślepo spełnić co powiem.
O! mój Boże, ona mi nie wierzy! z boleścią zawołał Jan, lecz jakiegoż chcesz dowodu jakiej pewności? wszystko zrobię.
Pojedziesz na rok cały i nie będziemy się widzieli.
Juljo rok cały, to wieczność rok młodości, to skarb bez ceny rok życia stracony, gdy szczęście przed nami.
Lepiej rok stracić niż życie! zawołała żywo... Nigdy już nie mogę być szczęśliwą chyba z tobą, lecz nad nieszczęście we
dwoje, wolę samotną śmierć powolną. Dla tego nim będę twoją, chcę wiedzieć, żeś mój na zawsze. Tak jeszcze rok próby,
i to nie ostatnia.
Jakto? jeszcze ci dosyć nie będzie.
Dosyć nie! nie dosyć!
Jan upadł na krzesło. Rok cały! powtarzał.
Rok, ale na ten rok daję ci pokarm Janie, odpowiedziała śmiało Julja. Jeśli jedno uczucie, jedna myśl cię wyżywi
wrócisz i
I pozwolisz mi naówczas?
Naówczas zobaczę.
Juljo na cóż mi powiedziałaś to zwodnicze słowo kocham!
Ja tak kocham!
Każesz, będę posłuszuy, ale co wycierpię.
Wszystko się płaci cierpieniom a jaż cierpieć nie będę?
Niepojęta!
Niecierpliwy!
I kiedyż ten nieszczęśliwy rok mu się rozpocząć?
Od jutra!
Zlituj się, od jutra! jakto, jutro miałbym porzucić cię i niewidzieć znowu. Po dzisiejszym dniu, który jest najszczęśliwszym
mego życia.
Julja zamilkła..... Jan ręką gorące chłodził czoło.
Cały, długi wieczór upłynął na podobnej rozmowie, teraz najrozkoszniejszej, bo rozkutej z tych form, które ją przed chwilą
ścieśniały. Raz powiedziawszy k o c h a m, stali się jak brat i siostra, nie mieli tajemnic, nie potrzebowali myśli swej osłaniać i
mówić dwuznacznikami. Julja z gwałtownością sobie właściwą, którą nie jednej kobiecie za złeby wziął mniej zakochany a
miałkiego umysłu człowiek, nie taiła ani przywiązania swego, ani myśli, nie drożyła się z wypowiedzeniem tego co czuła, nie
cedziła z niepewnością i bojaznią tego, co rzeką wezbraną lało się z jej serca. Jan był w uniesieniu.
A Marja? Marja siedziała przy fortepianie, niekiedy jej oczy podniosły się na parę szczęśliwą, i znów opadły ku ziemi. Ona
słyszała wszystko, a więcej domyślała się... serce się jej ściskało, oddech tamował, a przy wielkiej boleści, była i roskosz
tajemna, niepojęta w tem cierpieniu, o którem nikt niewiedział, nikt się go nie domyślał, którego uleczyć nic nie mogło, chyba
śmierć.
W zapale opowiadania Julja wyznała Janowi, zkąd poszedł pierwszy gniew prezesa i zupełne z nim i nadzieją zapisów jego
rozstanie. To było powodem wyznania Darskiemu, że nie potrzebowali majątku, którego on miał dosyć. Julja chmurna
odskoczyła od niego. Jesteś wiec bogaty? spytała:
Dość dla nas obojga
Czemuż o tem niewiedziałam dotąd?
Nikt mnie nie pytał? Chcesz próby, oto już pierwsza próba pokochałem cię panią, kocham cię dziś więcej jeszcze
jeśli to być może.
O to, to żadna próba! odparła dziewczyna. Jesteś bogaty, możesz się obejść bez moich pieniędzy. A ja dodała
ja wolałabym cię ubogim. Często wielkie uczucie miłości rozbija się o mizerną rachubę powszedniego chleba...
Ale nie takie jak moje.
Swojego nieznasz...
Juljo, Juljo! tak młoda, a już tak niedowierzająca! Godziż się to?
Wszystko się godzi dla spełnienia ideału mojego. Moim ideałem szczęście nasze ale nie szczęście chwili co się
budzi rozczarowaniem! nie! ja takiego niechcę.
Jan nic nieodpowiedział, była niepokonaną.
Pózno już było, gdy pożegnał Julię i Marję, starościnej widzieć już nie mógł. Julja podała mu rękę i z uczuciem rzekła: A
więc no rok cały się żegnamy, rok próby, po roku czekam cię. Janie, tu w naszej cichej Dąbrowie, zastaniesz mnie, jaką
porzucasz dzisiaj, zawsze ci wierną, i na zawsze twoją.
Jan nie znalazł na ustach, ani w sercu odpowiedzi, rok ten przestraszał go jak nie przeżyta wieczność. Ona go kochała i
odpychała od siebie !
Pojechał.
A gdy Marja sam na sam została z Julją, gdy szczebiotliwe dziecko pragnąc podwoić swoje uczucie, dzielić się niem poczęło
z przyjaciółką, z westchnieniem rzekła jej Marja
Na co te próby, Juljo kochana? serce ci mówić powinno czy on cię kocha stawisz na kartę całe życie swoje. Ja nie
miałabym siły, wolałabym pózniej nieszczęście, niż dziś tak chłodną krwią zadawane męczeństwo. Ciebie i jego, żal mi was
obojga!
Jan niemogąc przesiedzieć tego roku daleko od Julji, pozostał u ojca. Zdawało mu się, że bliżej jej będąc, łatwiej wytrzyma rok
próby. Siedział smutny, chory w Jarowinie, błąkał się po otaczających lasach, lecz posłuszny woli Julji, nigdy nawet nie poszedł
odwiedzić ławki pod dębami, chyba nocą. Nieraz widział z daleka powóz, którym jechała Julja, nieraz mignęła mu się biała jej
suknia, a ludzie opłaceni donosili mu z najdrobniejszemi szczegółami co się działo w Dąbrowie.
Julja myślała, że był w Litwie.
Tym czasem prezes, przy swojem sknerstwie dziwaczny, przeniosłszy panowanie do domu podkomorzynej, nie bardzo był
rad nowej swojej dziedziczce, której widocznie nie lubił. Ciągłe wymagania pomocy pieniężnych robione w różny sposób przez
podkomorzynę, niecierpliwiły go i gniewały. Aajał podkomorzynę, bił jej służących, a Matyldzie, której sentymentalnych tonów
niecierpiał, dogryzał najbardziej. Wszystko w niej mu się niepodobało. Pewny, że go tu nie pożegnają zrzeczeniem się jego
fortuny, jak w Dąbrowej, pozwalał sobie co mu na myśl przyszło. W ostatku ulubionego bardzo pannie Matyldzie młodego,
pięknego i wcale do rzeczy, ale zupełnie ubogiego starającego się odpędził bez żadnej innej przyczyny nad to, że był ubogi.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]