[ Pobierz całość w formacie PDF ]

widziałem, jak Courtney zwija się z bólu... wtedy wiedziałem już, że znalazłem to, czego
szukałem.
Matt podniósł do góry swoją patykowatą rękę. - Nie powiem wam, jak skojarzyłem, że
CC to Caitlin Corrigan. W każdym związku potrzeba trochę tajemniczości. Ale muszę wam
powiedzieć, że jestem pod wrażeniem i chcę do was dołączyć.
- Słuchaj, chłopcze - powiedział animowany kowboj, znowu posługując się swoim
żargonem rodem z Dzikiego Zachodu. - Coś mi się zdaje, że nie zauważyłeś, kto tu rządzi.
Namierzyłeś nas, to prawda. Ale jeden strzał z mojej wiernej czterdziestki piątki, a będziesz
wąchał kwiatki od spodu na Boot Hill. Trupy nie opowiadają historii.
- Powtarzam raz jeszcze - powiedział Matt, w duchu licząc na to, że nie drży mu głos.
- Nie chcę was wydać ani szantażować. Chcę tylko przyłączyć się do waszej drużyny i
nauczyć się od was, jak robicie to, co robicie.
- No to będziesz wiedział więcej niż my - wymamrotała żaba.
Matt zdziwił się, ale nie mógł tego po sobie pokazać. Musi zdobyć ich zaufanie. Tylko
jak to zrobić?
Zanim się zorientował, słowa same popłynęły mu z ust. - Boicie się, że puszczę farbę?
Jeśli wezmę udział w jednej z waszych akcji, w przypadku gdyby się wszystko wydało będę
miał takie same kłopoty jak wy.
- Może i tak - powiedział Klejnot, tak wolno, jakby smakował każde słowo i
zastanawiał się nad propozycją Matta. - Przyznam, że pokazałeś nam, że znasz się na
komputerach, skoro udało ci się podejść do nas tak blisko. Ale to za mało, żeby nas
przekonać, że możesz do nas przystać.
- To znaczy? - spytał ostrożnie Matt.
- Musisz coś dla nas zrobić - powiedział już nieco szybciej monolityczny klejnotowy
potwór, pochylając się do przodu. - Zabierz nas tam, gdzie my sami nie możemy się dostać.
Test, pomyślał Matt. To ma sens. Przynajmniej wydostanie się z białego pokoju, gdzie
może zarobić kulkę.
- Gotów jestem spróbować - obiecał Matt. - Jeśli nie będzie to zupełnie niemożliwe,
jak na przykład Pentagon albo Biały Dom.
- O, to będzie łatwiejsze - powiedział ze śmiechem Klejnot. - Chcemy, żebyś się
dostał do VR Seana McArdle. To syn irlandzkiego ambasadora. Jestem pewien, że nic więcej
nie muszę ci mówić.
- Zacznę natychmiast. - Matt zawahał się, zanim spytał. - Wszyscy chcecie się tam
dostać?
Roześmieli się. - I wpaść w pułapkę? Nie sądzę - powiedział szyderczo Klejnot. -
Martw się tylko o siebie - i CC. - Ukłonił się drwiąco w stronę wściekłej Cat Corrigan.
- Skoro znasz tylko ją spośród naszej małej gromadki, skontaktujesz się właśnie z nią,
kiedy coś zorganizujesz. - Klejnot skierował swoje podobne do kamieni szlachetnych oczy
prosto na Matta. - Jeśli nie odezwiesz się, powiedzmy przez tydzień, uznamy, że już nie jesteś
zainteresowany. Jeśli jednak dojdą nas plotki o twoim działaniu albo odkryjemy
zainteresowanie jakichś władz Caitlin, będziemy zmuszeni zająć się tobą.
Pochylił się nad maleńką maską Matta. - A to by ci się nie spodobało. Ani trochę.
Matt z ulgą zgodził się na to, żeby Caitlin zabrała go z białego pomieszczenia. Jednak
kiedy opuścił osobistą VR Caitlin, nie udał się prosto do domu. Posłużył się zaprogramowaną
zawczasu skomplikowaną ścieżką ucieczki, która prowadziła go z zawrotną prędkością
pomiędzy tuzinem różnych lokalizacji w Sieci. To samo zrobił, żeby wymknąć się z przyjęcia
Lary Fortune, śmigając w tę i z powrotem po Sieci, żeby zmylić ewentualne detektory, które
mogli na niego zastawić. Wybrał nawet bardziej ostrożny wariant, ponieważ posłużył się
ścieżką inną niż ta, którą uciekł w piątek.
W końcu zatrzymał się przy ogromnej piramidzie zatopionej w blasku elektrycznych
impulsów - wirtualnych odpowiedników operacji katalogów on-line. Nieustający blask
wskazywał nie kończące się rozmowy z prośbą o podanie informacji na temat cen oraz
składanie zamówień.
Matt pognał dalej, nie zwalniając na moment, i zagłębił się w blask elektronicznych
operacji otaczający konstrukcję. Jeśli nawet wirtualnym wandalom udało się do tego miejsca
śledzić jego trasę, zagęszczenie informacji wokół piramidy uniemożliwiłby im dalszy pościg.
Kierował się w stronę maleńkiej czarnej kropeczki na bocznej ścianie piramidy, czyli
kilku gigabajtów pamięci komputerowej, które Matt oderwał od katalogu. Teraz w tej
niewielkiej niszy znajdowały się programy, dzięki którym Matt mógł sam sprawdzić, czy
ucieczka się powiodła.
Mała czarna przestrzeń znienacka ożyła. Zaczęła mrugać jasnym światłem, gdy
programy antydetekcyjne dały mu zielone światło, po czym same się skasowały. Raz jeszcze
przeleciał wokół piramidy, dopasował swoją ścieżkę do odchodzących od piramidy rozmów
telefonicznych i pomknął w stronę domu.
Matt na miękkich nogach wstał ze swojego połączonego z komputerem fotela.
Doszedł do wniosku, że ten program z ucieczką zawierał trochę za dużo obrotów i zakrętów.
%7łałował jedynie, że nie mógł umieścić detektora w VR, do którego zabrała go Caitlin.
Problem polegał na tym, że pluskwa mogła się okazać obosiecznym mieczem. Wskazałaby
węzeł, gdzie spotkali się wirtualni wandale, a jednocześnie pozwoliłaby im go zdemaskować.
A obecnie jedyne, czym dysponował w tej rozgrywce, była Caitlin Corrigan w roli łącznika i
jego utajniona tożsamość. [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • lastella.htw.pl
  •